Jakiś chory przesąd powstrzymuje mnie chyba od napisania tego posta. Bo jakoś tak zawsze jest, że jak chcę się komuś pochwalić moim szczęściem, to coś musi się posypać. Tym razem się szczególnie boję, bo mam naprawdę dużo do stracenia. Ale czas obalić chore stereotypy i w pełni cieszyć się tym co mam.
A mam dużo i ponad to. Szczęśliwa jak mało kiedy, żeby nie powiedzieć jak nigdy.
Dużo się działo przez ostatnich kilka dni. Weekend zleciał mi pod znakiem niańczenia brata, jeżdżenia z Kubą po Niego o 2 w nocy, aż wreszcie znoszenia Jego podpitych “kolegów”. Skończyło się na tym, że w niedzielę po południu Kuba musiał mnie ratować przed kompletnie mi obcym (ale jak się później okazało, Kubie nie do końca obcym), podchmielonym i co gorsza napalonym gościem, z którym też i z własnej głupoty i zawziętości byłam sama około 2h. w domu. Zadzwoniłabym po Kubę od razu, ale że wcześniej się pokłóciliśmy, a ja w złości powiedziałam, że już nigdy Go o nic nie poproszę i będę sobie radzić sama, to chciałam mu (a może bardziej samej sobie) udowodnić, że tak będzie. Miałam nadzieję, że w końcu mu się znudzi albo Go po prostu delikatnie spławię. Spanikowałam jak zaczął się do mnie dobierać. Początkowo niby nic. Nadal w głowie ta zawzięta myśl “Sama!”. Ale jak się zorientowałam, że jednak nie mam żadnych szans z takim facetem, zaczęłam usilnie szukać kontaktu z Kubą. Bałam się tylko, że nie potraktuje moich słów poważnie i stwierdzi, że przesadzam. Ta wcześniejsza kłótnia zrobiła mi sieczkę z mózgu. Na szczęście wziął na poważnie to co mu napisałam i w kilka minut później stał już w moim progu. Byłam z tym gościem sama przez 2h, a te kilka minut tak mi się dłużyło. Tak strasznie wtedy za Kubą tęskniłam. Jak Go zobaczyłam cały strach mi odszedł. Czułam się tak bezpiecznie. Podchmielony adorator opuścił mieszkanie w trybie natychmiastowym i później to już było “tylko” podsumowanie weekendu. Cudzysłów stąd, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Nigdy nie widziałam kropli łzy na policzku Kuby, aż do wtedy. Tej niedzieli zrozumiałam, jak wielkie szczęście bym straciła wraz z Kubą. Zrozumiałam, jak bardzo mnie kocha i jak bardzo ja kocham Jego. Przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć i powiedział dwa słowa, które każdej minuty nieprzerwanie od trzech dni kołaczą mi w głowie. Mimo tego, że oboje płakaliśmy to czułam się tak szczęśliwa. Nie jestem w stanie tego wyrazić słowami i to jest chyba potwierdzeniem prawdziwości naszych uczuć. Bo ich się nie da opisać…
Od tego czasu Kuba jest taki czuły. Zawsze był, ale teraz tak szczególnie. A może po prostu ja na to zwracam większą uwagę, bo szczególnie mi tego potrzeba. Ciągle głaszcze i całuje mnie po głowie, mówi do mnie “Malutka”, przytula, uśmiecha się, reaguje na każdy mój gest (uwielbiam się do Niego “łasić” 🙂 ) Mam ochotę całemu światu wykrzyczeć, jak bardzo jestem szczęśliwa i nie dam sobie tego szczęścia zabrać.
Zmiana o 180 stopni. Wróciła mama. Już nie mam na głowie brata. Mogę zająć się sobą i Kubą. Z bratem niewiele się zmieniło. On to jest niczym tykająca bomba, która prędzej czy później wybuchnie. W ostatnim czasie było kilka niekontrolowanych wybuchów. Teraz “zbiera siły” na kolejne. Wrócił wczoraj do domu z podkulonym ogonem. Pokłócił się z “kolegami”. Przeprosił za to, że zostawił mnie z tym zboczeńcem, przeprosił za wszystko. Tylko, żeby na przyszłość o tym pamiętał i nie robił tego więcej… Na to nie liczę. Błędne koło. Ale się uśmiecham. I znów chce mi się rano wstawać.
Wprawdzie Kuba zaczął już nowy semestr, ale póki co jest dobrze. Jak tak dalej pójdzie to będzie nawet lepiej niż w zeszłym semestrze. Ja jeszcze cieszę się wolnością ten tydzień. W czwartek kolejna 18stka. Tym razem Anki. Podtrzymuję moje postanowienie – nie czepiam się wódki! Na urodzinach przyjaciela Kuby skosztowałam tylko jakiegoś “miodzia”. Nie powiem, dobre było ;D Ale to dlatego, że w przyzwoitych ilościach 😉 Ja chyba muszę dostać porządną nauczkę, żeby w przyszłości nie robić głupot. Wiem wiem, zapomnę smak wódki i znowu po nią sięgnę, ale póki co nie jest mi ona do szczęścia potrzebna. Dwa razy zepsuła zabawę z Kubą..wystarczy.
Idę spać, bo padnięta jestem.
Dzisiejszy dzień z czystym sumieniem zaliczam do udanych 😉
Piosenkę tą usłyszałam przypadkiem parę dni temu w radiu i wpadła mi w ucho. Z całego tekstu pasuje mi tylko tyle, że “skorzystałam na tym, że mam…Kubę” 😉