Sama nie wiem od czego zacząć. Może od końca – wczorajsza osiemnastka. Jak to powiedziała „moja koleżanka” :Na nudniejszej imprezie nie byłam. Kuba to tylko potwierdził. Na początku jeszcze wszyscy robili dobrą minę do złej gry, ale później… Chodzili tylko do baru po kolejne piwa, czy drinki i siedzieli znudzeni na kanapach. A że było wygodnie, bo loże były naprawdę fajne, wyścielone mięciutkimi poduszkami to i dobrze się w nich przysypiało. Jubilatka robiła co mogła, ale na nic były jej desperackie próby rozkręcenia imprezy. Już koło dziesiątej Kuba zaczął mnie molestować, żebyśmy wyszli ale wypadało odsiedzieć jeszcze chwilkę i tak 22.20 bodajże już nas tam nie było. Tylko wyszliśmy z klubu na twarzy Kuby uśmiech pojawił się automatycznie.
Nie dość, że było nudno to jeszcze sztywno i nieswojo. Impreza ta uświadomiła mnie w tym, jak wielka obłuda szerzy się wśród moich domniemanych „przyjaciółek”. Czy mi żal? Nie żal mi tej fałszywej przyjaźni, tylko żal mi tego że ludzie potrafią być aż tak perfidni..zwłaszcza jedna. Od samego początku traktowała mnie jak powietrze. Na każdej imprezie jest tak samo. A w szkole? Przyjaciółka jakich mało. Księżniczka się znalazła, która nie będzie się zadawać z plebsem. Tak się składa, że dzięki Kubie to ja się czuję najlepsza i najważniejsza, ale w dupie mi się jeszcze nie poprzewracało i nie obnoszę się z tym, tak jak ona.
Tak więc imprezę opuściliśmy nadzwyczaj szybko, a na to konto posiedzieliśmy sobie spokojnie razem, pogadali i pojechali do domku spać (chociaż raz wcześniej?) 😉
Ferie niestety drastycznie szybko się kończą, ale za to niedługo (?) święta, weekend majowy, nasza rocznica! :* Czas tak strasznie szybko leci. Dopiero co się poznaliśmy, a tutaj już rok mija. Mimo, że minęło już tyle czasu, jeszcze wczoraj siedząc tam na tej 18stce popatrzyłam na Kubę i taka myśl mi w głowie zaświtała „Ja mam chłopaka… I to akurat Kubę…” Atmosfera była sprzyjająca. Półmrok, świece, siedziałam wtulona w Kubusia, czułam że troszkę procenty uderzyły do głowy i zebrało mnie na amory 😉
Btw blog ten nosi przecież nazwę „blog małej nimfomanki”, a od dłuższego już czasu ni słowem nie wspominam nic o seksie, etc. Czas to chyba zmienić, bo ostatnio dużo się pod tym względem dzieje. Właściwie to sama nie wiem, dlaczego nic na ten temat nie pisałam. Czyżby mnie ogarnął wstyd? Nie wstyd przed tym co robię, tylko wstyd przed pisaniem o tym. A przecież to nic złego… Nie wiem czy pisałam – mama już wie. Bałam się, że będzie robić problemy odnośnie wyjazdów w Bieszczady, czy gdzieś tam na wakacje. Raz tak było, ale ostatnio powiedziała, że teraz już bez przeszkód możemy jeździć (ze względu na sytuację z bratem, nie chce mi się tłumaczyć). Tak więc powiedziała i wycofać teraz się z tego nie może. Poza tym minęło już trochę czasu, może nabierze pewności i się nieco uspokoi.
No a poza tym…to ciężki czas był. Chodziłam wiecznie zestresowana, przerażona i przygnębiona. Sytuacja z bratem miała fatalny wpływ na mnie no i na to co się dzieje między mną i Kubą. Z ostatnich kilku razów pamiętam tylko nieprzeciętny ból i tą ciągłą myśl, że coś jest nie tak. „Po” zawsze chciało mi się płakać i nie umiałam nic z tym zrobić. Doszło do tego, że straciłam ochotę na seks, po prostu się bałam. Niestety nieumyślnie sprawiłam też przykrość Kubie. Bo chyba każdy facet poczułby się niezbyt miło, gdyby Jego kobieta po wydawałoby się udanym wieczorze (bo naprawdę było wyjątkowo, wspólna kąpiel, całe mieszkanie nasze, romantyczny nastrój) zaczynała strasznie płakać. Dodatkowo przedostatni post się do tego dołożył i wybuchła kłótnia nie z tej ziemi. Ale jeśli każda kłótnia ma się tak kończyć to będę się starała o to, żeby było ich więcej ;D Oczywiście żartuję, bo zależy mi na spokoju, ale rzeczywiście od tych całych cyrków jest cudownie.
Jakoś tak ogólnie przyjęte jest, że seks między dwojgiem ludzi, którzy się kochają powinien być czymś w rodzaju spajania ich miłości. I tak też było. Wracając jakiś czas temu z Bieszczad, po naszym pierwszym razie, czułam że bardzo zbliżyliśmy się do siebie. I z każdym kolejnym razem czułam to samo. Ale pełne szczęście poczułam dopiero dwa dni temu bodajże. Kuba pomógł mi przełamać strach przed bólem i zafundował wieczór, jakiego nie było. Jak sam mówił pod względem fizycznym nie był to jakiś szał, ale atmosfera była tak cudowna, że tym razem chciało mi się płakać z nieopisanego szczęścia. Było tak cudownie, wyjątkowo, był taki czuły, namiętny, delikatny. Tak się o mnie troszczył. Wszystko to sprawiło, że zapomniałam o bólu, o strachu i czułam że jestem w siódmym niebie. Znów wróciła ochota i radość z seksu. Znów myślę o tym w kategoriach ogromnej przyjemności, a nie przerażającego bólu. A to wszystko dzięki mojemu Kubusiowi :*
Może wystarczy tych uniesień ;D
Jest piątek rano. Zero kaca. Okropna chcica na mojego Kubusia i..straszna tęsknota. Za czym? Otóż miałam strasznie dziwny sen. Pokój mojego przyjaciela. Wszystko jak dawniej, poza jednym. Zamiast jego starego rozklekotanego łóżka, ogromne, piękne łoże małżeńskie, takie o jakim marzę. Do tego śliczne nakastliki, małe szafeczki etc i taka cudowna atmosfera. Początkowo w tym śnie oczywiście spodziewałam się Kuby, a tu wyskakuje mój przyjaciel. No więc okazuje się, że zostaję u Niego na noc (z tym że sytuacja taka jak w prawdziwym życiu, ja mam Kubę, on dziewczynę z którą kręci od jakiegoś czasu). Nagle czuję Jego ręce na moich piersiach i czuły szept do ucha. Zdanie, jakie wypowiedział było głupie, ale we śnie i tak cieszyło. Powiedział coś w stylu, że mam większe piersi niż Martyna. Ale powiedział to takim tonem, że..(resztę łatwo sobie wyobrazić). No i nagle w tym śnie jest już ranek, ten dalej maca mnie po piersiach, a ja w lewej dłoni czuję wilgoć i…Jego penisa o.O Spuszczam wzrok, patrzę co się dzieje i aż zamieram ze strachu. Blady, pulsujący, ciągle wiotczejący, do tego dziwna wilgoć blisko podbrzusza. Widok przeokropny. Wiem, że w tym śnie powiedziałam coś w rodzaju „Miał być taki duży i piękny, a jest zdecydowanie mniejszy niż mojego Kuby” po czym szybko go puszczam. Dalsza część snu już nie jest tak istotna. Zawsze tak mam, że doszukuję się ukrytego znaczenia we wszystkim. A może to tak jest, że on coś by ode mnie chciał, ale ja mimo usilnych starań wciąż myślę tylko o Kubie? Bo tak też by i było. Jestem zbyt szczęśliwa, żeby ryzykować dla chwili jednej, nowej przyjemności.
Poza tym śniło mi się coś jeszcze. Coś związanego z Kubą. Koło 7 rano obudziłam się, spojrzałam na telefon i już chciałam do Kuby napisać smsa, ale zasnęłam. To było coś tak cudownego…
Przydałoby się zjeść.. śniadanie, znowu o tej porze ;D
Miałam cudowny plan wyspać się na feriach. „Oczywiście” zadanie wykonane…