Właściwie nie wiem od czego mam zacząć.
Wielka przygoda mojego brata chyba chyli się ku końcowi. Zakochał się chłopak i to bardzo. Jak słyszę, jak on z Nią rozmawia… Snuje się po domu, jak cień. Nie może sobie miejsca znaleźć. Wszystko było by dobrze tylko jak zawsze musi być ktoś trzeci, kto nie pozwoli zakochanym cieszyć się sobą. Mieli tu dzisiaj być razem, mieli przyjechać, to przyjechał sam. Dorocie-bo tak nazywa się wybranka serca mojego brata-koleżanka odradziła przyjazd. Dziewczyna niestety się jej słucha, bo jest zdana na łaskę swojej „życzliwej” koleżanki. Mieszka u Niej, bo w domu nie za bardzo się jej układa. Ma dwójkę dzieci i mało wyrozumiałą matkę, która każe jej płacić za wynajem pokoju w ich własnym, rodzinnym domu. Czy to nie chore? Tak też dziewczyna się tuła z dwójką dzieci, robi różne kursy, szukając możliwości zwiększenia dochodów i jeździ na wolontariaty w celu zdobycia doświadczenia do dalszej działalności (planuje otworzyć firmę). Na jednym z takich wyjazdów poznała mojego brata i tak to się zaczęło. Pasują do siebie, świetnie się dogadują, tylko jak to w życiu, mają pod górkę. Ja jednak wciąż naiwnie wierzę, że może im się uda. Ten wyjazd brata to był jak skok na głęboką wodę. Dostał od razu dwie role, partnera i ojca dwójki już dość dużych dzieci. Mam nadzieję, że powrót do domu pozwoli mu zebrać siły. Przemyśli sobie wszystko na spokojnie i jakoś to będzie. Na święta Dorota ma z dziećmi przyjechać do nas. Jakoś sobie tego nie wyobrażam, ale jeśli ma im to pomóc to wszystko zniosę. Nawet mogę dzieciakom swój pokój odstąpić jeśli zajdzie taka potrzeba.
Póki co za wcześnie na dalsze plany. Muszą oboje odpocząć i zastanowić się co dalej.
U mnie wiele się nie zmieniło. W sobotę osiemnastka, jutro Kuba ma ostatni egzamin, a ja nie idę do szkoły. Zaczynam ferie już teraz. Uważam jednak, że niestety na nie nie zasługuję, bo tylko „odpoczynek po ciężkiej pracy jest zasłużony, w przeciwnym razie to lenistwo”. Wciąż się jednak łudzę, że po feriach się coś zmieni. Zacznę od nowa z nadzieją, że już niedługo wakacje. Boję się jednak, że skończę tą drugą klasę w poczuciu, że zmarnowałam rok. Nie mam jednak w sobie na tyle zawziętości, żeby wziąć się za siebie. Zrobię to dopiero, gdy będę miała nóż na gardle, tylko żeby nie było za późno. Póki co tak sobie postanawiam, że będę się z Kubą uczyła matmy, choć godzinkę tygodniowo. On się na tym bardzo dobrze zna, z matmy jest dobry, to mi pomoże. I nie będę się bała tej matury. Wszyscy tak na nią narzekają, a mi to nawet nie przeszkadza. Matma nie jest taka zła, tylko trzeba jej poświęcić troszkę czasu.
Skoro już zaczęłam temat szkoły… Ostatnio nie było dwóch dziewczyn, z którymi zawsze „trzymamy się” na przerwach. Jakoś nie zatęskniłam za nimi ani przez chwilę. Cisza, spokój, zero dziecinnych tekstów. Bo to co one o seksie mówią, to już nie jest ani zabawne, ani mądre, ani wielce dojrzałe. Chcą się pochwalić doświadczeniem, czy co… Nie wiem, nie wnikam, ale irytuje mnie czasami takie zachowanie. Gadam z nimi tylko dla tego, że to jedyne „mądre” dziewczyny w klasie. Reszta albo cały czas mówi o nauce albo siedzi pod ścianą jakby ich ktoś psychotropami nafaszerował albo gada jedno na drugiego za plecami. Totalna paranoja. Nic dziwnego, w końcu 30 kilka bab i tylko 6/7 facetów (po dziś dzień nie znam dokładnego stanu mojej klasy, co świadczy tylko i wyłącznie o tym, że nie angażuję się zbytnio w jej życie). Tak bym chciała klasę z gimnazjum. Mniej liczna, za to zdecydowanie więcej facetów niż dziewczyn. Wycieczki z tamtymi ludźmi były wręcz wymarzone, lekcje przezabawne, a przerwy należały do nas. Atmosfera była wyśmienita. Każdy z każdym rozmawiał, nie tworzyły się grupy. Owszem, były różne sprzeczki, jak to zawsze w większych grupach jest, ale nie było klasowych linczów.
Szerząca się wokół paranoja, co raz bardziej zobojętnia mnie na świat i wszystko co się w nim dzieje. Liczy się moje życie i ludzie bezpośrednio z nim związani. Egoizm? Nie. Próba nie zwariowania 😉